Swoją przygodę z piórem Nicole Trope, zaczęłam od „Gdzie jesteś synku”. Ta książka zrobiła ze mną, to coś czego brakowało mi od dawna. Ostatni raz takiego wrażenia doznałam czytając „Tipi i ja”. Od pierwszej kartki aż do końca, na przemian śmiałam się i płakałam ze wzruszenia.
Pewnego dnia, podczas zabawy w lesie, Amber gubi drogę do domku letniskowego, w którym się zatrzymała. Kilka przecznic dalej znajduje inny domek tego samego ośrodka. Postanawia wejść i zapytać czy mogłaby skorzystać z telefonu. Gdy otwiera drzwi, widzi klęczącą kobietę, z zakrwawionym nożem w ręku nad konającym mężczyzną, Wzywa policje i karetkę.
Theo to jedenastoletni chłopiec, w spektrum autyzmu. Biegnie przez las, by znaleźć pomoc. Tata Theo, poprosil go żeby wezwał po pomoc. Chłopiec się zgubił i z nadmiaru dźwięków, które go otaczają schował się przed deszczem, w dziupli drzewa. Starszą panią zaniepokoiły odgłosy dochodzące z dworu. Kiedy odkrywa, co je wywołuje, jest zdziwiona, zabiera Theo do środka. Chłopiec jest przemoczony, zmarznięty, głodny… Problem stanowi to, ze nie ma z nim kontaktu. Rose orientuje się, że chłopczyk umie migać.
Cecelia, mama Theo, trafia do szpitala. Przez szok, którego doznała, nie może wydobyć z siebie słowa. Jesteśmy w jej umyśle.
Jak to się wszystko potoczy dalej tego musicie dowiedzieć się sami. Warto przeczytać tą pozycje ponieważ prócz ekscytujące fabuły, niesie za sobą pewne przesłanie. Autorka bardzo dobrze przygotowała się do napisania tej książki, co widać na każdej stronie. Co ciekawe, dobrze oddaje odczucia osób w spektrum Autyzmu. Bardzo dobra pozycja.
Daje jej 10/10
Polecam serdecznie.




